William Shakespeare (1564-1616)

 

Makbet

(wyimki)

BANQUO
Jeżeli w pełni dasz wiarę tej wróżbie,
To zaczniesz myśleć niechybnie o tronie.
To niebezpieczne. - Muszę jednak przyznać,
Że j e s t to dziwne. - Chociaż, z drugiej strony,
Nieczyste siły, chcąc nas złowić w matnię,
Szafują nieraz prawdą, na początku,
Aby na koniec nas zgubić.

        * * *

 

MAKBET
                          Niepodobna dociec,
Czy tę nadprzyrodzoną przepowiednię
Nadało Zło, czy Dobro. Jeśli Zło,
To czemu jak na razie się sprawdziła?
Czyż nie dostałem Cawdoru? A jeśli
Dobro, to czemu z niej się wylęgają
Myśli tak straszne, że włosy się jeżą,
A serce, raczej spokojne z natury,
Łomocze jak szalone w klatce żeber?
Już łatwiej znieść jest koszmar rzeczywisty,
Niż urojony. Chociaż myśl o zbrodni
Grą wyobraźni jest tylko, to jednak
Przenika ona całą mą istotę
I obezwładnia mnie, czyniąc bezwolnym,
Poddanym tylko temu, czego nie ma.

        * * *

MAKBET
                                              Jeśli Los
Chce, abym został królem, niech mnie sam
Ukoronuje. Nie będę do tego
Przykładał ręki. - Co ma być, to będzie.
Czas po swojemu dni i noce przędzie.

        * * *

LADY MAKBET
Więc to nie człowiek, tylko jakieś monstrum
W całą tę sprawę mnie wciągnęło, tak?
O nie! Przeciwnie! To właśnie w tej woli
Byłeś człowiekiem! A gdybyś się zdobył
Na jeszcze więcej, byłbyś nim tym bardziej.
Wtedy, nie mając warunków po temu,
Chciałeś je tworzyć; teraz, mając takie,
Że lepszych być nie może, chcesz się cofnąć?
Karmiłam piersią i wiem, czym jest miłość
Do niemowlęcia, a jednak bezwzględnie
Bym oderwała je od piersi i -
Nawet uśmiechniętemu do mnie ufnie
Owym bezzębnym, niewinnym uśmiechem -
Stłukła mu czaszkę, gdybym tylko wcześniej
Zobowiązała się była do tego,
Jakeś i ty poprzysiągł zrobić swoje.

        * * *

MONOLOG HEKATE
Kto wam pozwolił, suki wściekłe,
Beze mnie igrać sobie piekłem?
A zwłaszcza wciągać w tę kabałę
Makbeta, aby tak zuchwałe
Popełniał zbrodnie? - A ja co?
Ja, która wielbię wszelkie zło
I je pomnażam? Mnie już nie ma?
Czy jestem ślepa, głucha, niema,
By mnie pomijać w tej aferze?
Ale najbardziej, powiem szczerze,
To złości mnie łamanie reguł:
Bo nie jest to nieważny szczegół,
Że mu sprzyjacie dla z a b a w y,
A nie dla naszej Wielkiej Sprawy.
Komu służycie? Mnie czy jemu,
Tej kupce prochu - śmiertelnemu?
A kto tymczasem korzyść ma
I pnie się w górę? - On! Nie ja!
Czymże zasłużył na to sobie?
A przede wszystkim, czy w sposobie,
W jaki niesiecie go na szczyty,
Piekielny podstęp jest ukryty?
Czyście podjęły jakie próby,
By doprowadzić go do zguby? 
Podpisał pakt?... Cyrograf? - Skąd!
Więc naprawiajcie teraz błąd!
On chce was pytać dzisiaj z rana,
Jaka mu przyszłość jest pisana. -
Nad Acheronem, rzeką smutku. -
Macie tam czekać nań do skutku
Z wszystkim, co trzeba w takich razach:
Z wrzącym ukropem w kilku wazach
I księgą czarów. Ja tymczasem
Pomknę w ciemności borem, lasem
I zaplanuję dalszy ciąg:
Zginie fatalnie pośród mąk
W samo południe. - Pod księżycem
Tworzy się kropla: ja ją chwycę,
Gdy będzie spadać, i sporządzę
Z niej wywar, który budzi żądzę
Nieśmiertelności, wbija w pychę.
Makbet od tego zmysły liche
Do reszty straci i uwierzy,
Że jest mocarzem wśród rycerzy
Niepokonanym! Śmiać się będzie
Ze śmierci, z losu. W tym obłędzie
Zajdzie na sam wierzchołek buty
I tam polegnie w stal zakuty.

        * * *

TRZY PRZEPOWIEDNIE

MAKBET
Zaklinam was na wszystkie wasze moce -
Skądkolwiek wiecie to, co wiecie - mówcie!
Choćby to miało rozpętać huragan,
Który zagrażałby nawet kościołom;
Podnosił fale i topił okręty;
Powalał drzewa i wybijał zboże;
Rujnował zamki grzebiąc w gruzach ludzi;
Zmiatał z powierzchni ziemi piramidy
I w proch obracał pałace; i który
Zniszczyłby w końcu sam skarbiec Natury,
Że spustoszenie sięgnęłoby kresu -
Chcę znać odpowiedź na to, o co spytam.

WIEDŹMY
Pytaj więc. Pytaj. Opowiemy ci.
Chyba że wolisz usłyszeć odpowiedź
Wprost od tych, którym my tylko służymy.

MAKBET
Tak, chcę ich ujrzeć. Przyzwijcie ich tu.

PIERWSZA ZJAWA
(Głowa w hełmie)
Makbecie, strzeż się tego, co się zowie
Macduff, pan Fife'u. - Tyle tylko powiem.

MAKBET
Kimkolwiek jesteś, dzięki. Utrafiłeś
Dokładnie w to, co spędza mi sen z oczu.
Lecz powiedz jeszcze...

WIEDŹMY
Nie powie ci więcej.
Darmo nalegasz. - Lecz oto i drugi!

DRUGA ZJAWA
(Okrwawione dziecko)
Możesz zabijać, wyzbyj się skrupułów.
Nie bój się sądu ni gniewu ogółu.
Bo nikt zrodzony z kobiecego łona
Nie tknie Makbeta i go nie pokona.

MAKBET
Żyj sobie zatem, Macdufie! Nie muszę
Bać się już ciebie. - Choć w pełni spokojny
Byłbym dopiero, gdybym miał od Losu
P e w n ą rękojmię bezpieczeństwa, tę zaś
Daje mi tylko twoja śmierć. Więc zginiesz.
Pragnę nareszcie drwić z bladego strachu,
Mówić mu "kłamiesz" i spać, choćby grzmiało.

TRZECIA ZJAWA
(Dziecko w koronie z gałązką w ręce)
Możesz się czuć jak lew, niezwyciężony:
Nic z twojej głowy nie strąci korony.
Żadne zamachy, ni bunty, ni zdrada.
Bo Makbetowi nikt klęski nie zada,
Zanim na zamek Dunsinane uderzy
Las Birnam.

MAKBET
A więc nigdy! Bo jak wierzyć,
Że drzewa ruszą do ataku? Któż by
Wymógł to na nich? - To wspaniałe wróżby!
Dopóki las Birnamski nie powstanie,
Bunt mi nie grozi; moje panowanie
Jest niewzruszone. Podlegam jedynie
Prawom natury: czasowi, co płynie
I niesie ku ludzkiemu przeznaczeniu,
Gdy duch opuszcza nas w ostatnim tchnieniu. -
A jednak w moim sercu tli się dalej
Mdlący niepokój podsycany stale
Przez jeszcze jedno trujące pytanie:
Czy ktoś z potomstwa Banqua kiedyś stanie
Na czele tego królestwa? - Powiedzcie,
Jeśli to w waszej mocy.

WIEDŹMY
Dość już pytań!

        * * *

MAKBET
Czasie, niweczysz me skryte zamiary.
Cel, nie dopięty natychmiast, umyka.
Odtąd cokolwiek podpowie mi serce,
Będę wprowadzał w czyn bez chwili zwłoki.
I tak postąpię od razu, d z i a ł a n i e m
Myśl koronując.

        * * *

MAKBET
Nie mam ochoty dłużej tego słuchać!
Niech uciekają! - Dopóki Las Birnam
Nie ruszy z miejsca w stronę Dunsinane,
Szydzę ze strachu! -- Kogo mam się bać?
Tego szczeniaka Malcolma? A co,
Czyż nie urodził się z łona kobiety? -
A ja od duchów, które znają przyszłość
Wszystkich śmiertelnych, wiem, że żaden człowiek
Zrodzony przez kobietę mnie nie zmoże.
A więc się bać nie muszę. - Uciekajcie,
Tchórze, mazgaje, do tych bab, Anglików,
Łączcie się z nimi! Ja inną mam duszę -
Hardą, niezłomną - i się stąd nie ruszę.

        * * *

MAKBET
To przełomowy dzień: ważą się losy.
Dziś raz na zawsze wygram albo przegram.
Dosyć już żyłem; kwiat mojego życia
Zaczyna więdnąć, płowieć; idzie jesień.
Lecz to, co zwykle przychodzi z nią w parze,
Szacunek, miłość, oddanie przyjaciół,
Nie jest mi dane. Mnie dany jest piołun:
Ciche przekleństwa, wściekłe złorzeczenia;
Ociekające obłudą pochlebstwa
I wstrzymywane ze strachu oddechy.

        * * *

MAKBET
Śmierć mogła byłaby jeszcze poczekać.
Na takie słowa zawsze byłby czas.
Jutro - i jutro - i jutro - i jutro.
Tak się kuśtyka przez życie z dnia na dzień,
Aż kropka zamknie pisany nam czas.
A każdy dzień miniony jest jak płomyk,
Który nam, głupcom, oświetla podstępnie
Drogę ku śmierci. W proch. - Gaśnij, kaganku. -
Życie to tylko przechodzący cień;
Nieszczęsny aktor, który przez godzinę
Coś patetycznie odgrywa na scenie,
Po czym na zawsze znika. To opowieść
Snuta przez kogoś niespełna rozumu,
Krzykliwa, gorączkowa i bez sensu.

        * * *

MAKBET
Zaczynam jednak tracić dawną pewność:
Może w tej wróżbie diabelskiej się kryje
Jakas zasadzka... podstępna dwuznaczność?
Mam sie nic nie bać, "dopóki las Birnam
Nie ruszy z miejsca w stronę Dunsinane",
A oto właśnie ruszył i się zbliża! -
Wszyscy do broni! - Jeżeli ten goniec
Powiedział prawdę, znaczy że to koniec.
Nie ma ratunku. Lecz zbrzydł mi już świat.
Niechaj więc ginie po nim wszelki ślad! -
Uderzyć w dzwony! - Klęska u wrót stoi.
Jeśli mam umrzeć, to z mieczem i w zbroi.

        * * *

POJEDYNEK Z MACDUFFEM

MAKBET
Próżny twój trud. Jak gdybyś chciał powietrze
Trafić lub zranić. Za cel obierz innych:
Takich, co mają podatniejsze ciała
Na ciosy miecza. Mnie osłania czar:
Nikt, kto się zrodził z kobiety, mnie nie tknie.

MACDUFF
Więc biada ci: twój czar nie działa na mnie.
A moc piekielna, której się oddałeś,
Niech powie ci dlaczego. Otóż Macduff
Nie był zrodzony, lecz w y r w a n y z łona
Martwej już matki.

MAKBET
                            Niech będą przeklęte
Usta i język, które to wyrzekły!
Straciłem nagle moc. Gdzie moje męstwo? -
Jak niebezpiecznie jest wierzyć demonom!
Ich przepowiednie są zawsze dwuznaczne
I się spełniają jedynie pozornie,
A nie naprawdę, i łamią nam życie.-
Nie walczę z tobą.

MACDUFF
                          Więc poddaj się, tchórzu!
Świat tylko czeka, aby ci urągać.
Jak dziką bestię zamkniemy cię w klatce
I wystawimy na widok publiczny -
Z napisem: "Tyran".

MAKBET
                               Nie, nie poddam się!
Nie ucałuję ziemi pod stopami
Tego młokosa Malcolma. Nic z tego!
I nie dopuszczę, by lżyła mnie gawiedź.
Chociaż Las Birnam przybył pod mój zamek,
A ty powiadasz, żeś nie był zrodzony,
Tylko wyrwany z kobiecego łona -
Jednak spróbuję. Kto kogo pokona,
To się okaże jeszcze. Stań, Macduffie!
Ja władać mieczem i tarczą potrafię.